Marcin Weron swój portret człowieka i artysty tworzy tymi słowami:
„Wydany na świat w piątek 1972 roku, poznańczyk, z wykształcenia muzykolog, z zawodu kierownik produkcji w branży medialnej, z przyzwyczajenia domator. Fotograficzny aparat posiada i używa, niemniej fotografią jako dziedziną sztuki, interesuje się średnio, z tendencją do właściwie wcale. Stanowi ona dla niego wyłącznie medium pozwalające zaspokoić kompulsywną potrzebę kreowania. Surowe zdjęcia traktuje jako półfabrykat do tworzenia, tak zwanych „fotograficznych obrazów” (nazywając je „fotografiami”, wzbudza zabawne oburzenie ortodoksyjnych fotografów purystów), będących efektem użycia fotograficznych utensyliów i umiarkowanie umiejętnego posługiwania się komputerową foto-przetwornicą pod wpływem nieco zwyrodniałej wyobraźni. Od zarania utrwalał i twórczo zniekształcał przede wszystkim siebie, dużo później - z narastającą przyjemnością - zaczął znęcać się również nad obcymi - głównie przedstawicielkami płci niewstrętnej. Stąd też podział jego wirtualnej galerii na autoportrety i nieautoportrety. Powyższemu procederowi do dziś oddaje się głównie w swoim quasi-studiu (ze względu na panujący tam półmrok i permanentny bałagan zwanym fotonorą) zaaranżowanym w suszarni bloku, w którym mieszka. Od kilku lat – dwa razy w roku – również podczas tzw. fotograficznych plenerów. Fotomanipulujący samouk. Pijący. Okresowo zabawny. Jego „artystyczne” CV zamyka się tysiącami mniej lub więcej ważących „lajków” w wielu zero-jedynkowych galeriach, kilkoma pomniejszymi publikacjami w druku oraz, co ceni sobie najbardziej, coraz liczniejszymi zaproszeniami przez rodzime Towarzystwa Fotograficzne, nierzadko połączone z autorskimi wystawami „weronów”.”
Wystawa potrwa do połowy listopada. Wstęp wolny w godzinach działania CSiK.
mat.pras.
Napisz komentarz
Komentarze