Pewnego dnia, pewna sieć sklepów z ubraniami, podeśle pod obłoki Garwolina różową limuzynę. W dodatku piętrową. Piętrzyć się w niej będą atrakcje, m.in. opalony pan w kapeluszu ? tak było na plakacie. Pan umie tańczyć i pan nauczy tańczyć. Ach.
Z zapowiedzi różowego rejsu po prowincji, który jest pokarmem dla moich grząskich nerwów, wynika, że można dostać ciuch za darmo, pod warunkiem, że od razu fatałaszek ozdobi ciało właścicielki. Tego zaszczytu będzie mogło dostąpić pierwszych dwadzieścia osób płci żeńskiej.
W tym momencie miałabym ochotę napisać różne wyrazy, ale powstrzymam się, bo w pasiastym mundurku nie będzie mi do twarzy. Dlatego też poprzestanę na rumieńcu wściekłości. Mam nadzieję, że nie tylko ja zorientowałam się, iż szaty nie otrzyma się tak zupełnie za darmo. W imię darmowego towaru, na szalę należy rzucić pewien drobiazg, zwany przyzwoitością.
Nie bez powodu w sklepach są przymierzalnie. Idea jest taka: tylko ja, lustro i moje kompleksy. Najwyraźniej ktoś doszedł do wniosku, że nie przyzwoicie jest świecić? cellulitem po oczach personelu i przypadkowej klienteli.
Konkurs mokrego podkoszulka, to kolejna przynęta. Naiwnie sądziłam, że świetność tego pomysłu odeszła w zapomnienie wraz z poprzednim stuleciem. Guzik z pętelką. Dla 300 zł warto?
Wydaje mi się, że zasługujemy na mniej prymitywne atrakcje. Niech dział promocji ds. różowości zdejmie z nosa różowe okulary i wykaże się kreatywnością wyższych lotów.
Wiem, że znajdą się tacy, którzy uznają to za świetną zabawę. Ktoś krzyknie z zachwytu, że wreszcie w Garwolinie coś się dzieje. Dobrze jest mieć na uwadze, że coś ?cosiowi? nierówny. Jedne "cosie" są godne uwagi, a inne nie warte zachodu. Wybierzmy "cosia", z którym jest nam po drodze?
Joanna Walicka
Napisz komentarz
Komentarze