- Jedzenie było smaczne i nikt nie przymierał głodem. W środę dzień przed wyjazdem zorganizowano nam kulig - sanki ciągnęły konie, potem rozpaliliśmy ognisko i piekliśmy kiełbaski, a kto już zjadł, zjeżdżał na sankach z górki. Zmoczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy do szkoły, a tam czekała na nas nowa atrakcja. Wieczorem w ostatnią noc oglądaliśmy filmy japońskie. Rano musieliśmy się spakować i wracać do domów.Pozostawiliśmy po sobie pojedyncze skarpetki, rękawiczki, a nawet buty i wiadro pałeczek, ale stroju ninja nikt nie zapomniał, bo co to za ninja bez swego ubioru. W końcu było to zimowisko japońskie - relacjonuje Bartosz Walenda, harcerz na próbie ze 154 GDHiZ.
mat. pras./oprac. jd
Napisz komentarz
Komentarze