Początek wyprawy to miasto Landeck, skąd mieszkańcy Garwolina udali się do Worgl na Tyrolu. Kolejny etap to Salzburg-Linz, a ostatni to jazda wzdłuż Dunaju do Wiednia. Razem rowerzyści spędzili osiem dni na rowerze, pokonując 530 km. Zwiedzili cztery duże miasta Wiedeń, Salzburg, Innsbruck i Linz oraz dziesiątki małych, górskich miasteczek. – Wszystko co było zaplanowane, wyszło w 90%. Po dotarciu do Landeck musieliśmy zmienić plany i do Innsbrucka pojechać pociągiem. Lało cały dzień, padał zimny deszcz, nie dałoby rady przejechać tego odcinka w zaplanowanym wcześniej czasie – opowiada w rozmowie z nami pan Radosław.
Turyści z Garwolina 30 kilogramów ekwipunku wieźli ze sobą, nocując pod namiotem na okolicznych kampingach. Nasz rozmówca zwraca uwagę na bardzo dobrą infrastrukturę w Austrii. - Od miasta do miasta dojedzie się rowerem. Po Austrii poruszaliśmy się praktycznie tylko ścieżkami rowerowymi. Panuje tam prosta zasada – pociągiem po torach, autem po drogach, a rowerem po ścieżkach – zaznacza 44-latek.
W czerwcu pan Radosław wybiera się z rodziną na Velo Dunajec, wytyczoną po Pienińskim Parku Narodowym. Mieszkaniec Garwolina poleca taką formę spędzania wolnego czasu. - Turystyka rowerowa zwiększa zasięg zwiedzanego terenu. Kiedyś pojechałem pociągiem pod Jelenią Górę i przejechałem rowerem 80 km w kierunku Lwówka Śląskiego i Bolesławca. Zwiedziłem tereny, których jadąc samochodem nie zobaczymy, a na pieszo tam nie dotrzemy – podkreśla.
Co ważne, zwiedzanie z poziomu dwóch kółek nie wymaga dużych nakładów finansowych. – Rower mam za 800 zł. 600 złotych wydałem na wymianę podzespołów przed wyprawą na Austrię. To wystarczy. Nie trzeba mieć roweru na 5 tys. zł, żeby przeżyć taką przygodę. Kondycja? Ją wyrobiłem dojeżdżając codzienne do pracy. 25 km w obie strony – zamiast samochodem, to rowerem. Zaoszczędzone na paliwie pieniądze przeznaczyłem na wyprawę – dodaje na zakończenie.
Łukasz Korycki
fot. arch. Radosława Szarka
Napisz komentarz
Komentarze