reklama

Geolog znany ze świetnego dubbingu

Opublikowano: 09 lipiec 2011, 19:08 Kategoria Kultura
Wojciech PaszkowskiMiętnewarsztatymetro
Ten artykuł przeczytasz w 3 - 6 min.

A w szufladzie papiery na gaz łupkowy. Jest aktorem, choć od grania na deskach teatru chwilowo odpoczywa, reżyserem i mistrzem w swoim fachu ? dubbingu. Z Wojciechem Paszkowskim o pracy w teatrze, przy mikrofonie i warsztatach artystycznych w Miętnem rozmawia Eugeniusz Lisowiec.

 

Eugeniusz Lisowiec.: Jak to się wszystko zaczęło?

reklama


Wojciech Paszkowski.: W podstawówce założyliśmy kabaret. Uważam, że aby zostać aktorem, trzeba w podstawówce założyć kabaret. Występowaliśmy oczywiście na akademiach i innych szkolnych uroczystościach. Teksty czerpaliśmy z Jonasza Kofty i Stefana Friedmana. Oni w radiowej trójce robili ?Fachowców?. Zacząłem się uczyć gry na fortepianie, ale szybko mi przeszło, bo bardzo nie lubiłem ćwiczyć gam. Po podstawówce poszedłem do technikum geologicznego, które oczywiście skończyłem. Jestem więc wykształconym geologiem. Wiertnik, poszukiwacz nafty i gazu.

 

E.L.: Na dzisiejsze czasy, dobry zawód.

W.P.: Tak mam papiery na gaz łupkowy. Zdawałem na uniwerek, na wydział geologii, ale się nie dostałem. Zacząłem pracować za biurkiem. Po paru miesiącach pracy, zastanawiałem się, czy ja naprawdę chcę być tym geologiem. Często wracałem myślami do naszego szkolnego kabaretu. Wróciło też do mnie, ze chciałem być aktorem. Zacząłem chodzić do szkoły teatralnej. Tam była poradnia, co środę. Ktoś mi powiedział, że nie jest źle i żebym przygotowywał się do egzaminów. O dziwo, za pierwszym razem się dostałem. Później był stan wojenny, w którym los nas przeczołgał. Dyplom uzyskałem w 1986 roku.

E.L.: Czy to było słynne przedstawienie dyplomowe ?Złe zachowanie??

W.P.: Za to przestawienie zabraliśmy się już na trzecim roku studiów. Zajęcia z piosenki mieliśmy od drugiego roku z Andrzejem Strzeleckim, dzisiejszym rektorem tej uczelni. On miał inne podejście do piosenki niż pozostali profesorowie. Nauczył nas śpiewania wielogłosowego. Było u nas parę osób, które dobrze śpiewały. To oczywiście Józek ? czyli Janusz Józefowicz, była Kaśka Figura, Ania Majcher, Maniek Czajka. I przyszedł dyplom i ?Złe zachowanie?, które zaczęliśmy robić. Materiał tego przestawienia bardzo się nam podobał. Baliśmy się jednak, że temu nie podołamy. Przecież to znakomitość brodwayowska. Trudna do zaśpiewania i nie tylko. Józek zrobił świetną choreografię i poszło.

E.L.: A po dyplomie?

W.P.: To już się potoczyło. Na pewno wpływ miał sukces ?Złego zachowania?. Strzelecki stworzył niezłą grupę wokalną. Następnie ?Widok z mostu? grany w warszawskim Teatrze Powszechnym. Od 1987 związałem się z Teatrem Rampa, a od 2000 roku stale współpracuję z Teatrem Muzycznym Roma, gdzie grałem w musicalu ?Piotruś Pan?, razem z synem Jaśkiem. To niezwykłe. Na scenie razem ojciec i syn. I dalej w ?Crazy for You?, ?Grease?, w przedstawieniu reżyserowanym przez Olafa Lubaszenko ?Pięciu Braci?, w przedstawieniu ?Cohen?, w ?Kotach?, w ?Tańcu Wampirów?, w musicalu Akademia Pana Kleksa oraz w ostatniej premierze Romy ? ?Upiór w Operze?. Wielokrotnie występowałem w koncertach galowych Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. I tak się stało, że od jedenastu lat nie jestem na etacie. Taki wolny strzelec.

E.L.: Ma pan opinię mistrza dubbingu. Jak zaczęła się ta przygoda, która stała się obecną profesją?

W.P.: To była połowa lat dziewięćdziesiątych. Przyszła do nas do teatru Miśka Aleksandrowicz i zaproponowała mi współpracę. Nigdy wcześniej nie zajmowałem się dubbingiem. Zaczynałem od jakiejś tam gwary, później małe rólki, a skończyło się tym, ze całkowicie zająłem się dubbingowaniem i jeszcze reżyseruję. Mam przyjemność pracować dla Disneya, między innymi w filmach ?Potwory i spółka?, ?Harry Potter i Kamień Filozoficzny? czy ?Madagaskar?. Można mnie było także usłyszeć w wielu serialach animowanych i reżyserowałem takie hity jak chociażby ?Gnomeo i Julia?.

E.L.: Jak się reżyseruje w dubbingu?

W.P.: To zależy z kim się gra. Jak mam do czynienia z fantastycznym aktorem, bardzo zdolnym, to sama przyjemność. Wówczas rola reżysera sprowadza się, do tego aby czuwać nad poprawnością dubbingu. Żeby było wszystko synchronicznie, w odpowiednich odległościach, długościach, odbiciach. Natomiast, jeżeli zdarza się, ze mam za mikrofonem aktora, który dopiero zaczyna, to muszę go poprowadzić. Tak było np. z Nataszą Urbańską, która grała Julię. Wtedy stawiała pierwsze kroki w dubbingu. Nie wiedziała, co ma być dłużej, co ma być krócej, co ma być głośniej, co ma być ciszej. I ja reżyserując jestem za to odpowiedzialny, aby wyszło i było dobrze.

E.L.: Dubbing jest teraz jedyną dziedziną aktorstwa jaką pan uprawia?

W.P.: Zdecydowanie, tak. I jak na razie nie chce grać w teatrze, bo cenię sobie to, że mam wieczory wolne. Oczywiście nie pozrywałem kontaktów teatralnych. Ale jak na razie jest jak jest. Bo było tak. Pracowałem od poniedziałku do piątku jako aktor i reżyser w dubbingu, a wszystkie pozostałe wieczory spędzałem jako aktor Teatru Muzycznego Roma. Jak przychodziły weekendy, to też grałem w przedstawieniach. Często po dwa dziennie. I jak popatrzyłem wstecz, to od dłuższego czasu, nie miałem wolnego dnia. I nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla rodziny. Nie zauważyłem, kiedy mi dzieci urosły, osiwiały itd. itd. I zrozumiałem, że muszę z czegoś zrezygnować, z czegoś co daje mi mniejszą frajdę.

E.L.: Dubbingowane są nie tylko filmy, seriale, ale i gry komputerowe. Jak to się robi?

W.P.: Gry komputerowe to jest taka dziwna praca. Nagrywa się dźwięk polski, mając w słuchawce dźwięk w wersji oryginalnej. Często w angielskiej. I trzeba się w tym samym czasie zmieścić, żeby nie było różnicy wersji oryginalnej a polskiej. Najdziwniejsze są gry wojenne np. żołnierza. Kiedyś zaproszono mnie do takiej gry. Tam było dwa tysiące wersów. To jest bardzo dużo, mniej więcej sto stron tekstu. No dobrze, to świetnie mówię. Jakieś pieniądze z tego będą. Później się okazało, ze na te dwa tysiące wersów, takich tekstów mówionych było ze dwieście np. rozkazy, przyjąłem, atakować, kryj się. Te teksty nie mówi się, tylko krzyczy. Po takim nagraniu, można sobie wziąć dwa dni wolnego, bo człowiek ma zdarte gardło do spodu. A pozostałe tysiąc osiemset, to są reakcje takie jak: ach, och, yyy, ooo, stęki, jęki. Takie dziwne rzeczy. I to trzeba wyartykułować.

E.L.: Na warsztatach artystycznych w Miętnem prowadzi Pan zajęcia aktorskie. Na jakim materiale pracujecie?

W.P.: Są dwie kategorie wiekowe. Dzieci młodsze i dzieci starsze. Już w Warszawie z Januszem Józefowiczem postanowiliśmy, że świetnym materiałem dla dzieci młodszych, będą fragmenty z Piotrusia Pana wg Jeremiego Przybory i z muzyka Janusza Stokłosy. Zresztą sam grałem w tym przedstawieniu. Ze starszą grupą pracujemy w oparciu o ?Bramy Raju? do prozy Jerzego Andrzejewskiego i muzyki Janusza Stokłosy. W tym przypadku, nie mamy się do czego odnieść i wszystko będziemy robili od początku. Jak to wypadnie, sam nie wiem. To trudne zadanie aktorskie i stawiające wyzwanie. Będzie można to zobaczyć i ocenić na pokazie.

E.L.: Trzy rady dla młodych artystów?

W.P.: Wierzyć w siebie, nie ufać innym i dużo pracować.

foto archiwum prywatnego autora


Dodaj komentarz

Dodaj komentarz
reklama