reklama
reklama

Na końcu o początkach - Festiwal Kultury i Tradycji Garwolina

Opublikowano: 19 maj 2015, 17:45 Kategoria Aktualności
fkitgSenatorskafestiwal Kultury i tradycji GarwolinaCSiK
Ten artykuł przeczytasz w 2 - 3 min.

Kiedyś to był koniec. Dziś wiele się zmieniło. Raz w roku to wręcz samo centrum miasta tętniące kulturą i tradycją, w którym spotka się kilka pokoleń mieszkańców Garwolina. Są koncerty, wystawy, a przede wszystkim wspólne spotkanie wokół historii. I przy rosole. Ulica Senatorska znów stała się wehikułem czasu.

Festiwal Kultury i Tradycji Garwolina to wydarzenie, w którym najważniejszy jest klimat. A klimat tworzą przede wszystkim ludzie. Przechadzając się ulicą Senatorską, można było obejrzeć wystawę kuśnierską, zajrzeć do izby tradycji, w której nie brakowało przedmiotów z minionej epoki. Swoje trofea prezentowali myśliwi. Wyrobami rąk własnych pochwalili się także rzeźbiarze czy malarze. Miłośnicy rękodzieła mogli sobie także sprawić naczynia ceramiczne albo maskotki. Można też było podejrzeć, czym gaszono pożary dwa wieki temu albo jakie kropelki polecał aptekarz. Jedna z najstarszych ulic w mieście na jedno popołudnie zatętniła życiem sprzed lat. I nawet nie trzeba było sobie bardzo tego wyobrażać. Można było spotkać spacerujących po ulicy Żydów, którzy próbowali zhandlować to i owo, milicjantów, którzy pilnowali porządku, pana w meloniku, panie kwiaciarki i prawdziwe przekupki, które tym razem serwowały pyszne pyzy ? prosto z garnka na wózku do rąk zgłodniałych ?garwolanków?.

Pyzy podbiły serca i podniebienia niemniej niż tradycyjny garwoliński rosół z makaronem gniecionym na stolnicy tzw. ?kluskami krajanymi?. Zagnieciono kluski z około 20 kg mąki i 200 jaj. Do ugotowania rosołu użyto ok. 100 kg mięsa mieszanego wołowo-drobiowego i 70 kg warzyw. Tylko woda podobno nie była z rzeki.

reklama


Ojra, pariri ojra?

Taki to festiwal, gdzie i tradycja, i kultura mają swoje miejsce. Przejście ulicą Senatorską bywało trudne, bo i tu czymś częstowano (same swojskie specjały), i tam do bramy zapraszano. Jak już się komuś udało, to trafił pod scenę - albo jedną, albo drugą. Zależy, czy od wschodu, czy od zachodu szedł. Na koniec w każdym razie trafił. Na dużej scenie na ludowo przygrywała Kapela Bocianisko, Garwoliński Sekstet Kameralny i Kapela Czerniakowska. Zaśpiewał także Chór Miasta Garwolina. Było i do posłuchania, i do pośpiewania, a nawet i do zatańczenia. Dobrze jak miłośnicy tańca trafili pod małą scenę. Tam ?na dechach? można było nauczyć się mazureczka, obereczka i innego ludowego podrygiwania. Do tańca zagrała Kapela Stefana Nowaczka z Podłęża z uczniami, Kapela Kołbielska oraz Kapela Piotra Dorosza. Stefan Nowaczek wtajemniczał także zainteresowanych, jak z kawałka drzewa zrobić instrument pasterski. Udowodnione, że można ? w zaledwie kilkadziesiąt minut.

Całe życie w Garwolinie?

Czemu nie! Tak pisał niegdyś Miron Białoszewski. ?Bedokom? spodobało się to na tyle, że dziś cytat ten zdobi nie tylko pomnik w Garwolinie poświęcony pisarzowi, ale także torby ? można je było sobie sprawić podczas niedzielnej imprezy. Postać Mirona Białoszewskiego i jego związki z Garwolinem przypomniał gość specjalny festiwalu Adam Woronowicz. Fragmenty czytanego przez niego ?Tajnego Dziennika?, w którym pojawił się garwoliński wątek nie kryły przed zebranymi tajemnic. Pani K. szybko została rozszyfrowana. Takich pytań, o to, co było i minęło było więcej. Starsi mieszkańcy Garwolina dobrze wiedzą, gdzie były stodoły, łaźnia miejska i która ulica zaczynała się i kończyła w rzece. Młodsi może dopiero to zapamiętają. Co niedopowiedziane, można było obejrzeć. Wystawa zdjęć starego Garwolina przyciągała tłumy. Na fotografiach odnajdywali rodzinę, znajomych i miejsca ? dziś tak inne.

Dla jednych to wspomnienia, dla innych możliwość poznania.

Tam, gdzie kiedyś był koniec, teraz może być początek ? dbania o to, co pozostało z tamtych lat.

jd

fot. jd/łk

 

 


Dodaj komentarz

Dodaj komentarz
reklama
reklama

TOP

reklama